Krótkie opowiadania

piątek, kwietnia 28, 2006

Stary pies

Słońce tego dnia wstało bardzo późno, bo było leniwe, jednak właśnie tego dnia było bardziej leniwe niż zwykle i bardzo powoli docierało do wszystkich zakamarków wsi, więc gdy dotarło do pary kochającej się w rosie na trawie, to zanim dotarło do strumienia, to oni już się tam kąpali. Jednak leniwość słońca zauważył tylko stary pies i zasmucił się bardzo. Ostatnim razem jak pamiętał, że słońce było aż tak leniwe, działy się dziwne rzeczy. A dawno to było, bo był wtedy młody. Wtedy to przyszli ludzie z grzmiącymi kijami i zabrali jego braci i siostry. Jego nie wzięli, bo jego pani(też wtedy była młoda) bardzo mocno go trzymała.


Za leniwym słońcem szli ludzie. Może jednak słońce wcale nie było leniwe, tylko nie chciało oglądać tego, co miało się tego dnia stać. A stało się wiele. Przyszli znowu ludzie z grzmiącymi kijami, tym razem większymi i lepszymi, i zabili nimi większość ludzi we wsi poczynając od kochanków w strumieniu. Jego panią najpierw wykorzystali, potem zabili, a on mógł tylko szczekać, gdyż ani nie miał pazurów, ani zębów, ani siły by ją obronić. Potem poszli. Jednak wkrótce wrócili, a za nimi szli inni.


Wiele razy przechodzili przez wieś, gdzie zostawało coraz mniej żyjących stworzeń, aż został tylko pies. Potem przyszedł Przyjaciel. Usiadł obok psa i podzielił się z nim chlebem, w zamian za o pies podzielił się z nim swoją mądrością. Rozmawiali, a nikt im nie przeszkadzał, bo obaj byli starzy i mizernie wyglądali. Siedzieli tak, do czasu, gdy pies zdechł ze starości, a wtedy Przyjaciel poszedł dalej w świat i dzielił się z nim mądrością psa. Nigdy jednak nikomu nie powiedział gdzie zdobył swoją wiedzę.

Zły dzień

To zdecydowanie nie był dobry dzień. Najpierw Policja zabrała mu samochód, bo jego nowiutkie oponki sportowe miały za mały bieżnik, potem jakiś pies pogryzł mu nogawkę nowiuteńkich spodni od Armaniego, a teraz właśnie się dowiedział, że obie jego dziewczyny go rzuciły. Nie, żeby były jakieś super, ale spełniały swoją rolę dobrze.


Na szczęście jeszcze miał pracę. Wtedy właśnie zadzwonił telefon i dowiedział się, że firma zbankrutowała i to tym razem tak na serio, nie tak jak ostatnie siedem razy. MA jak najszybciej oddać komórkę oraz samochód, bo inaczej urząd skarbowy będzie go ganiał. Poinformował więc dzwoniącego gdzie może znaleźć auto i telefon, po czym wrzucił go do najbliższego kosza na śmieci.


W drodze do domu jeszcze dwa razy ktoś go ochlapał błotem z ulicy, jakaś babcia zbiła go parasolem, spadł deszcz i tuż obok niego piorun rozpłatał drzewo, ale najgorsze czekało na niego w mieszkaniu.
Ładne miał mieszkanie. Nie był kolekcjonerem badziewia z IKEI, raczej wolał antyczne meble, które specjalnie zamawiał w fabryce mebli w Henrykowie.. W ogóle uwielbiał wszystko, co było retro. Płyty winylowe, nakręcane zegarki, szare mydło. Niestety nie mógł w mieszkaniu zainstalować pieca na drewno ani nawet kominka, ale udało mu się sprowadzić materac z sianem i kołdrę wraz z poduszkami z prawdziwym pierzem gęsim. Tylko samochody i i garnitury lubił nowe. No i oczywiście kobiety. Te też wolał młode i świeże i ładne.
Wracając do mieszkania, to gdy do niego dotarł, to się okazało, że jednak mu się nie udało, bo mieszkania nie było. Była tylko wielka, czarna, wypalona dziura. Gdy już zamierzał się rozpłakać podszedł do niego jakiś gość. Kazał iść za sobą. Poszedł.


Szli do wieczora przez miasto, potem szli przez pola, przez łąki, mijali mosty, mijali fabryki, poligony miasteczka, gospodarstwa. Kąpali się w rzekach, a towarzyszyło im tylko milczenie i życzliwość mijanych ludzi. Gdy broda urosła mu do ziemi dotarli ponownie do miasta i wszystko wróciło do normy, oprócz brody, którą zostawił, bo dodawała mu powagi i ludzie bardziej go szanowali.